Działalność archeoopowieści to hobby, któremu towarzyszy poczucie pewnej misji. Przyznam, że zakładając bloga miałam wiele wątpliwości – czy ma to sens, czy ktoś będzie czytał, czy kogoś to zainteresuje i czy komuś cokolwiek dobrego to przyniesie. To tylko kolejna popularnonaukowa seria artykułów o archeologii a podobnych stron jest w internecie na pęczki. Można powiedzieć, że efekty przerosły nasze oczekiwania. Myślę, że jest tak przede wszystkim dlatego, że mamy szansę spotkać się na żywo podczas warsztatów, wykładów, wycieczek. To zupełne inne wrażenie stanąć z kimś twarzą w twarz i porozmawiać zamiast czytać jedynie treści na ekranie. Chwilę po blogu pojawił się fanpage na facebooku i od tej pory działalność idzie dwutorowo. Na facebooku piszemy o miejscach, które osobiście odwiedziliśmy. Zdajemy z nich relację, posiłkujemy się źródłami, do których udało się dotrzeć i które uznałam za rzetelne i wiarygodne. Czasem piszę, że jest to informacja według czegoś, jednak mam co do tego wątpliwości. W pełni zweryfikować znajdowanych informacji nie jestem w stanie. Nie byłoby to możliwe nawet, gdybym kopała na każdym spośród odwiedzanych stanowisk albo gdybym prowadziła badania naukowe na temat każdego z nich.
Podczas spotkań z osobami interesującymi się archeoturystyką często padają powtarzające się pytania:
- Skąd wiemy, gdzie jest jakieś ciekawe miejsce, jak decydujemy, w które z nich pojechać?
- Jak znajdujemy konkretne stanowisko, skąd wiemy, że jesteśmy na miejscu?
- Co robimy, gdy jesteśmy na miejscu?
- Skąd wiemy, co o tym miejscu napisać?
I na te pytania postaram się odpowiedzieć w dzisiejszym tekście. Tak bez ogródek, ze wskazówkami do wykorzystania po swojemu ale też przyznając się do pomyłek.
Skąd wiemy gdzie jechać? Źródła są różne. Część stanowisk znam jeszcze ze studiów, z autopsji, z badań terenowych lub tylko z wykładów. Inne miejsca ą często opisywane jako atrakcje regionu – tak zazwyczaj jest z bardziej znanymi kamiennymi kręgami. Problem w tym, że portale turystyczne często robią błędy w datowaniach albo kulturach. Nie raz i nie dwa można przeczytać kwiatki w stylu „średniowieczna kultura łużycka”. Niektóre z takich znanych turystycznie miejsc, są porządnie opisane czego przykładem jest Grzybnica, cmentarzysko z kamiennymi kręgami. O innych najczęściej można przeczytać, że „występują tam magiczne energie” a o archeologii są dwa słowa albo i to nie (np. kamienne kręgi w Węsiorach). Idąc dalej część miejsc jest mniej znana turystycznie ale została opisana w przewodnikach archeologicznych. Posiadamy trzy takie książki i zdarza nam się z nich korzystać. Miejsca dużo mniej oczywiste znajdujemy sami, czasem w internecie, czasem przez aplikację geoportal a czasem w artykułach czy książkach. Często jest tak, że praktycznie nic na miejscu nie widać i bez wnikliwej kwerendy bibliotecznej nie ma możliwości dotarcia do rzetelnych informacji o nich. Takich miejsc nie opisujemy, uważam, że nie ma to sensu. Na długie kwerendy nie mam niestety czasu a wrzucanie zdjęć z informacją, że chyba są tu kurhany nie wiedząc nawet, czy to na pewno grobowce, czy może zupełnie coś innego byłoby tylko wprowadzaniem w błąd. Czasem, co chyba cenię najbardziej, informacji o ciekawych miejscach udzielają nam ludzie. Opiekunowie ekspozycji w muzeach, osoby spotkane po drodze gdy zmierzaliśmy w inne miejsce, komentujący na facebooku. Tam też staramy się jeździć. Oboje pracujemy na etacie, więc możliwości czasowe są mocno ograniczone. Z tego powodu większość opisywanych atrakcji znajduje się w promieniu 3 godzin jazdy samochodem od miejsca naszego zamieszkania. Tym sposobem najbardziej „przebadany” jest powiat wejherowski.
Często podczas naszych rozmów pada też pytanie skąd wiemy, że jesteśmy już na miejscu, skąd wiemy na co patrzymy. W przypadku miejsc turystycznych, dobrze widocznych i opatrzonych tablicami ten problem nie istnieje. Jednak zwiedzamy też stanowiska dużo mniej oczywiste. I tutaj wielką pomocą jest aplikacja z pewnością znana szerokiemu gronu czytelników – geoportal. Jeżeli tylko nie stracimy zasięgu internetu i obiekt, który chcemy odwiedzić, jest widoczny na lidarze, bardzo łatwo zorientować się gdzie jesteśmy. Aplikacja ma opcję GPS – wiemy więc, czy się zbliżamy, czy oddalamy. Część zabytków jest nawet oznaczona charakterystyczną ikonką amfory. Jeśli tracimy zasięg, trudno. W przypadku obiektów o dobrze zachowanej formie terenowej, po dłuższym lub krótszym spacerze, zazwyczaj je znajdujemy. Potrafimy zobaczyć w terenie wały grodziska, majdan, czy płaszcze kurhanów. Bywa i tak, że czasem nie znajdujemy tego, czego szukamy. Teren jest zbyt zarośnięty, zalany, prywatny, niebezpieczny. Stanowisko zupełnie nieoznaczone i niewidoczne ani na lidarze ani gołym okiem. Nic strasznego się wtedy nie dzieje, nie jest to żadna porażka. Zdarza nam się chodzić po pachy w pokrzywach albo po kostki w błocie ale wkraczanie na teren za tabliczką „wstęp wzbroniony, obecność grozi śmiercią lub kalectwem” w grę nie wchodzi.
I tu płynnie przechodzimy do tego, co robimy na miejscu. Nie wiem, co sobie wyobrażacie ale nie są to jakieś skomplikowane sprawy. Zwiedzamy, może trochę bardziej uważnie, niż standardowi turyści. Jeśli są jakieś tablice czy opisy, czytamy weryfikując jednocześnie, czy nie ma tam jakiś błędów, co niestety często się zdarza. Jeśli jest z kim, rozmawiamy. Patrzymy pod nogi w poszukiwaniu ceramiki. Często pomaga to w weryfikacji stanowisk, do których nie mamy pewności – co zwiedzamy i czy jesteśmy w dobrym miejscu. Podnosząc z ziemi kawałek ceramiki o konkretnym datowaniu nie mamy oczywiście pewności, że np. jesteśmy na wczesnośredniowiecznej osadzie. Jednak, jest to już całkiem dobra wskazówka. Potem robimy zdjęcia i wracamy. Żadnych zabytków z miejsca znalezienia oczywiście nie zabieramy.
Potem wracamy i piszemy od razu posty? Oczywiście, że nie. Nie zarabiamy na blogu, więc musimy chodzić do pracy i tym sposobem nie ma możliwości opisywać wrażeń na bieżąco. Szkoda, bo na pewno o czymś czasem zapomnimy, emocje już opadną. Piszę, gdy mam czas. Gdy ogarnę już swoje życie, psa, dom, ogród i jest brzydka pogoda. Gdy nie muszę przygotowywać wycieczki, wykładu, warsztatów i gdy zwyczajnie mam ochotę. Więc nie jest tak, że każde odwiedzone przez nas stanowisko jest od razu opisywane. Duża część nie jest opisywana w ogóle. Powody są różne – są mało widoczne w terenie i mało udaje się na ich temat znaleźć lub po naszej publikacji mogłyby się stać łatwym kąskiem dla złodziei z wykrywaczami (co nie znaczy, że każdy człowiek z wykrywaczem jest przeze mnie uważany za złodzieja). Zdarzyło mi się też bywać w miejscach, zwłaszcza na wystawach, które moim zdaniem reprezentowały sobą za mało, by je polecać. Gdybym je opisała, zmarnowałabym czas osób, które by tam pojechały.
Skąd natomiast wiemy, co o danym miejscu napisać? Najprościej, gdy jest opatrzone tablicami czy są na jego temat broszury. Należy te informacje zweryfikować. Czasem błędy są widoczne gołym okiem (archeologa) ale nie wszystkie informacje jestem w stanie sprawdzić. Dlatego często zaznaczam, że „według opisów podanych na tablicach” i dodaję zdjęcia tych tablic. Dość często dosyć łatwo można się dokopać do artykułów opisujących wyniki badań, sprawozdań z wykopalisk. Z nich także często czerpię informacje. Te z kolei powinny być pewniejsze niż z niektórych tablic, za to często nie uwzględniają nowszych znalezisk i analiz. Zdarza się, że dopytuję znajomych archeologów, którzy mają większą wiedzę na temat danych stanowisk i potem się nią dzielę. Część rzeczy, które piszę, po prostu wiem ze studiów. Udostępniacie moje posty w grupach o turystyce lub lokalnych, dlatego staram się pisać jak najbardziej jasno, względnie się przy tym nie powtarzając. Stąd uwagi o datowaniu czy obrządku pogrzebowym danych ludzi z przeszłości.
Mam nadzieję, że odpowiedziałam chociaż na część nurtujących Was pytań. Tych powtarzanych, które słyszę najczęściej. Jest mi niezmiernie miło i, szczerze mówiąc, niezmiernie mnie to zadziwia, że tak duże grono osób interesuje się archeoturystyką i docenia naszą działalność. To jest najmilsze i najbardziej satysfakcjonujące – czuć się docenionym. Dziękuję za wszystko i do zobaczenia na szlaku 😊