Pisząc artykuły na tego bloga staram się jak najwięcej korzystać ze źródeł i opracowań, nie brak tu jednak moich przemyśleń. W dzisiejszym tekście proporcje są odwrotne – korzystając ze swojej, już nieco ugruntowanej, wiedzy o przeszłości porównuję ślady dawnych wierzeń z ich przejawami w późniejszym czasie. Rzecz jasna, możecie się ze mną nie zgadzać, dyskusja zawsze w cenie 🙂 Artykuł obejmuje bardzo szeroki zakres chronologiczny. Trochę zaczepię tu o synkretyzm religijny, trochę o przenikanie zwyczajów do folkloru ludowego a trochę całą masę rzeczy, które robimy „na szczęście”. Przygodę zaczynamy w świecie wczesnośredniowiecznych Słowian, nawet z wcześniejszymi analogiami, a kończymy właściwie we własnym domu. Nawet jeśli to kawalerka w bloku.
Naturalną ludzką cechą jest potrzeba wiary w cokolwiek. Społeczeństwa pierwotne, w tym między innymi Słowianie, tłumaczyły sobie naturalne a niezrozumiałe zjawiska interwencją sił nadprzyrodzonych. Przez to sakralizowano konkretne miejsca. Jednym z najbardziej charakterystycznych były wszelkiego rodzaju zbiorniki i cieki wodne. Dawni Słowianie, Bałtowie a także masa innych, różnoczasowych i różnych pod względem geograficznym ludów, otaczała wodę szczególną czcią. Składano tam ofiary, wierzono, że zamieszkują je mityczne istoty, demony. Jedna z wersji mitu kosmogonicznego Słowian wspomina o powstaniu świata z wielkiej wody i odrobiny piasku z jej dna. (Więcej możecie przeczytać w artykule „Wierzenia Słowian – absolutne podstawy”.) A co robią ludzie współcześnie, na przykład my, Polacy? Święcą pokarmy na Wielkanoc przy użyciu wody, tak samo kwiaty, zioła i pomieszczenia przy innych okazjach. Nasz kraj jest pełen różnorakich „źródełek Marii”. Czy to dalekie echo wiązania wody i kultu kobiecego? Z okazji pierwszego dnia wiosny wrzucamy kukłę marzanny do zbiorników. Ale najbardziej pierwotne wydaje mi się coś, co robimy „na szczęście” i dla zabawy czyli wrzucanie drobnych monet do fontann lub stawów. Tak na wszelki wypadek albo „żeby tam jeszcze wrócić”. Jakoś bardzo mocno kojarzy mi się to z szeroko niegdyś rozpowszechnionym zwyczajem składania ofiar w zbiornikach wodnych…
Jeśli już mowa o tak pierwotnych wierzeniach jak otaczanie czcią zbiorników wodnych bądź istot je zamieszkujących, nie może zabraknąć również świętych zagajników i drzew. I tu także Słowianie nie są wyjątkiem. Zjawisko jest znane między innymi z terenów bałtyjskich czy kręgu kultury celtyckiej. Mieszkańcy naszych ziem w epoce wczesnego średniowiecza szczególnie sakralizowali dwa drzewa – dąb i lipę. Cześć i cechy przypisywane pierwszemu z nich zachowały się w powiedzeniu „chłop jak dąb”. Ma to oznaczać moc, siłę, witalność, sprawność fizyczną. Niegdyś Słowianie wiązali prawdopodobnie dąb z postacią boga Peruna a Bałtowie Perkunasa. Jedyna znana mi, archeologiczna przesłanka za wyjątkowym traktowaniem tego drzewa to właściwie fragment pnia wyłowiony z rzeki na Ukrainie z wbitym w niego kawałkiem szczęki dzika.
A lipa? Kojarzycie takie sanktuarium, w Świętej Lipce? Kult Matki Boskiej związanej ze źródłami wody oraz właśnie lipą to jeden z najbardziej widocznych przejawów synkretyzmu religijnego. Chrześcijańska Maryja ukazywała się najczęściej właśnie w omawianym drzewie a kiedyś przypisywano je Mokoszy czy Żywi.
Jeżeli już jesteśmy przy synkretyzmie religijnym, to bardzo wiele z dawnych obrządków zachowało się we współcześnie obchodzonych świętach. Nie powinno to nikogo dziwić ani tym bardziej urażać ale nadal niewielu z nas się nad tym zastanawia. O świętach pisałam szerzej w artykule „Święta Słowian”, dziś powyciągam z nich te najbardziej jaskrawe przykłady dawnych obrzędów.
Czasem mówi się, że ktoś jest „stary ale jary”. Co to właściwie znaczy? Jare jest zboże ale Jare są też Gody albo Jaryło. Ta „jarość” oznacza płodną energię emanująca najbardziej w okresie przesilenia wiosennego. Z okazji obchodzonych kiedyś w tym okresie Jarych Godów podpalano i topiono kukłę Marzanny, gdzieniegdzie nadal się tak robi. Słowianie mieli swoją opowieść mitologiczną o nieszczęśliwej miłości dwójki bóstw – Jaryły i Marzanny. Jej finał był jednocześnie sygnałem do rozpoczęcia wiosny. Także sam termin Wielkiej Nocy jest podejrzanie niechrześcijański. Jest to święto ruchome wypadające w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni księżyca. Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale to chyba nie ma odzwierciedlenia w Biblii… Jednym z atrybutów wielkanocnych są malowane jajka, pisanki. Nie pojawiły się one niedawno, nawet nie w przeciągu ostatnich kilku stuleci. W grobach Słowian, ale i sporo wcześniejszych ludów, natrafiano na zdobione jajka. Czasem były to zachowane skorupki, czasem przedmioty wykonane z gliny. Często umieszczano wewnątrz kamyczki lub gliniane kulki. Powodowało to, że pełniły one jednocześnie funkcję grzechotek. Z folkloru ludowego wiemy, że hałas miał odstraszać nieprzychylne istoty z pogranicza światów, demony. Co mamy do tej pory? Kołatki i dzwonki w kościele, puszki, które nowożeńcy ciągną za samochodem i tłuczone „na szczęście” szkło. Szczególnie widoczne jest to na Kaszubach, gdzie kultywowany jest zwyczaj polterabend. Jest to impreza organizowana w niedługim czasie przed weselem, w którym głównym elementem jest tłuczenie szklanych butelek i słoików czyniąc przy tym wiele hałasu. Oczywiście, na szczęście pary młodej. Jeszcze jednym, dosyć dziwnym moim zdaniem, przejawem synkretyzmu religijnego towarzyszącego obchodom Wielkiej Nocy są otwory, które zachowały się wokół drzwi i w ścianach starszych kościołów. Część z nich to ślady po rozpalaniu świętego ognia przy użyciu poświęconych skorupek wielkanocnych jajek.
Z okazji Wielkanocy nadal robi się wiele rzeczy, które zachowały się z przeszłości i połączyły się one z chrześcijańskimi obchodami religijnymi. Inaczej ma się natomiast sprawa Nocy Świętojańskiej. Choć sama nazwa wiązana jest z postacią chrześcijańskiego świętego a on z kultem wody (Jan Chrzciciel), większość zwyczajów przetrwała pod postacią zabaw. Dualizm widoczny w łączeniu ognia i wody przez skakanie nad ogniskami i wrzucanie, niegdyś wyposażonych w płonące świece, wianków do cieków wodnych. Szczególna rola konkretnych ziół ale przede wszystkim zadziwiający zakaz kąpieli przed przesileniem letnim. Jako dziecko, mieszkając na Mazurach, a więc będąc otoczona przez wodę z każdej strony, nie mogłam tego zrozumieć. Nikt nie potrafił mi wytłumaczyć, dlaczego przed Nocą Świętojańską nie wolno się kąpać. Była to data graniczna, otoczona tabu. Dopiero dużo później dowiedziałam się o dawnych zwyczajach obchodzenia rusałczanego tygodnia. Był to czas, kiedy wodne demony były szczególnie aktywne a więc niebezpieczne dla ludzi, którzy odważą się wejść do wody. O Rusałkach i Wodnikach, włożonych w Giżycku między bajki i „legendy polskie”, słyszał niemal każdy. Ale nikt ze znanych mi osób nie połączył tych istot z zakazem kąpieli przed Świętym Janem. Czasem jesteśmy tacy bezrefleksyjni…
W tym miejscu zakończę pierwszą część Wierzeń i zabobonów. W następnej zacznę od zwyczajów dożynkowych, związanych z obchodami zaduszkowymi i bożonarodzeniowymi. Potem przejdziemy do źródeł powiedzonek, szczególnej roli progu i niektórych zwierząt. Tymczasem pobuszujcie po blogu – znajdziecie tu artykuły o słowiańskich świętach oraz kilka o demonach i sakralizowanych zwierzętach.
Powiązane artykuły:
- Skąd i ile wiemy o wierzeniach Słowian?
- Święta Słowian cz.1
- Duchy i demony – od wczesnego średniowiecza po współczesność
- Demony domowe cz. 1