Święta Słowian cz. 2


Święta obchodzone przez wczesnośredniowiecznych Słowian opierają się na cyklicznym postrzeganiu czasu, a głównym źródłem wiedzy na ich temat jest folklor ludowy i tradycja. Więcej o tym pisałam w pierwszej części artykułu, gdzie wspomniałam także o Jarych Godach, Nocy Kupały oraz Święcie Plonów. Niniejszy tekst jest kontynuacją i serdecznie polecam zacząć od części pierwszej, obraz stanie się wtedy pełniejszy. Idąc naszym, linearnym systemem czasu, opisuję tutaj dwa święta o tradycji zapewne słowiańskiej kultywowane w okresie jesienno-zimowym. Zapraszam do lektury.

Słowianie, tak jak współcześni Polacy, żyli w strefie klimatu umiarkowanego. Oznacza to znaczne zmiany pogody, temperatury i długości dnia i nocy w ciągu roku. Kiedy dni stawały się coraz krótsze, a noce coraz dłuższe, naturalnie należało wytłumaczyć sobie te zjawisko i przypisać mu konkretne cechy. Tak funkcjonowały społeczeństwa pierwotne i tak funkcjonujemy my nadal. Mimo, że mamy elektryczność, która poniekąd uzupełnia braki światła słonecznego i mimo, że zazwyczaj nie zdajemy sobie z tego sprawy.

Każdy z nas kojarzy współczesne święto zwane zaduszkami bądź świętem wszystkich zmarłych. Ma ono swoje odległe, jeszcze pogańskie korzenie. Otóż w okresie długich, ciemnych wieczorów, kiedy noc zaczynała dominować nad dniem a mrok rozpraszały tylko światła palenisk i świec, zaczynał się okres roku zwany Dziadami. Był to czas, kiedy światy żywych i zmarłych stawały się sobie bliższe a granice się zacierały. Dziady zaczynały się jesienią, być może w okolicy naszych współczesnych zaduszek, a kończyły wiosną, gdy dzień stawał się dłuższy niż noc i ciemność przestawała dominować. My współcześnie mamy kilka dni, w ciągu których szczególnie wspominamy swoich bliskich zmarłych, Słowianie mieli kilka takich miesięcy. Wierzono, że w tym czasie dusze przodków przybywają do świata żywych, obcują z nimi. Odwiedzają domy, zagrody i miejsca, w których przebywali za życia. Słowianie nieszczególnie bali się swoich przodków, raczej byli do nich przychylnie nastawieni. Dowodem na to są ustawiane w charakterystycznych miejscach, np. na rozstajach dróg, światełka. Miały one sprawić, że dusze zmarłych odnajdą drogę do domu. Pokłosiem tego zwyczaju są znicze stawiane na grobach ale także krzyże i kapliczki na rozstajach dróg, często oświetlane przez źródła światła. Słowianie wierzyli też, że ten zimny i ciemny okres roku to czas, kiedy gady, przede wszystkim węże, udawały się do krainy zmarłych, pod ziemię, pod wodę. Biorąc pod uwagę, że gady zapadają w sen zimowy jest to rozumowanie całkiem logiczne. Co więcej, węże były utożsamiane ze strefą chtoniczną (zmarłych) a postać Żmija przyjmował Weles, pan podziemi. Współcześnie, na licznych (i bardzo dobrze!) rekonstrukcjach grodzisk wczesnośredniowiecznych i w ośrodkach podobnego typu, można się spotkać z obchodami dziadów. Są to interpretacje bardziej lub mniej swobodne, zawsze nawiązujące jednak do czasu rozpoczęcia tego okresu, gdzieś w listopadzie lub październiku, nigdy do jego zakończenia, może szkoda. Chociaż zakończenie okresu ciemności zbiega się z Jarymi Godami a wtedy jest co świętować. O Jarych Godach pisałam w pierwszej części artykułu.

Widok na współczesny cmentarz w Dzień Zaduszny

Bezpośrednio związane z Dziadami jest drugie święto zimnego, ciemnego okresu chociaż o już zupełnie innym charakterze. Mowa o Szczodrych Godach, które zostały bez skrupułów przeniesione na nasze chrześcijańskie, dobrze znane, Boże Narodzenie. Wypada ono w okolicach przesilenia zimowego czyli w okresie, gdy nadal dłużej jest ciemno niż jasno, ale dzień staje się coraz dłuższy. W mentalności ludzi pojawia się nadzieja i oczekiwanie na wiosnę i rozkwit życia. Mówi się, że na Boże Narodzenie dzień wydłuża się „jak na kurze stąpienie” czyli niedużo ale jednak. Jare Gody również obejmowały pewien czas – mniej więcej od zimowego przesilenia do naszego święta Trzech Króli. Był to okres świętowania po długim poście (adwent?), uczt i obdarowywania się podarunkami. Stąd nazwa Szczodre Gody. Można już było się najeść, bo wiosna była coraz bliżej. Na stole królowało dwanaście potraw, w których dominowały miód i mak, mające szczególną, symboliczną rolę. W chrześcijańskiej wersji utarło się, że te dwanaście potraw miało symbolizować dwunastu apostołów. Ale, tak na logikę, jaki sens ma przenoszenie biblijnej tradycji na kuchnię? Moim zdaniem korzeni tego zwyczaju powinno się upatrywać raczej w tradycji ludowej osadzonej w słowiańszczyźnie. I nie powinno to urażać niczyich uczuć religijnych, niezależnie od wyznania. W wielu polskich domach pozostawia się puste nakrycie przy stole. Nie, to nie dla strudzonego wędrowca czy kogoś samotnego, chociaż to też byłoby miłe. To dla duszy przodka, zwłaszcza takiego, który opuścił nas niedawno. Drogę mają mu wskazywać właśnie zapalone świece, bo przecież Jare Gody wypadają w okresie Dziadów. Na Kaszubach, gdzie mieszkam od kilkunastu lat a z których nie pochodzę, ludzie to wiedzą. Kaszubi w ogóle są cudowni, bo jednocześnie są społecznością bardzo silnie katolicką i bardzo mocno związaną ze słowiańską, pogańską tradycją. Jestem tym szczerze zafascynowana.

Jeżeli przeczytaliście pierwszą i drugą część artykułu o słowiańskich świętach to tak jakbyście potroszę przeżyli ze mną słowiański rok. Oczywiście, nie są to wszystkie święta, które Słowianie mogli obchodzić. Rzecz jasna, źródłem jest głównie folklor i synkretyzm religijny, więc święta mogły być, a nawet na pewno były nieco inne. Jednak, moim zdaniem, nawet te szczątki informacji, którymi obecnie dysponujemy, są warte uwagi.

Powiązane artykuły:


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *