Wierzenia i zabobony przez wieki – od wczesnego średniowiecza po współczesny folklor cz. 2


W pierwszej części Wierzeń i zabobonów… pisałam między innymi o szczególnym traktowaniu wody, drzew i pozostałościach dawnych wierzeń, które widać przy okazji obchodów Wielkanocy. Wspominałam też, że tekst ma nieco inny charakter niż większość na tym blogu – więcej jest moich przemyśleń i doświadczeń z autopsji niż wiedzy z mądrych książek.

Do tej pory na większości wsi organizowane są festyny z okazji Dożynek. Niekiedy przechodzą one w zwykłe, mocno zakrapiane, imprezy z muzyką discopolo. Jednak w wielu miejscach widać echa dawnych zwyczajów. Dożynki organizowane są w tym samym terminie co niegdyś Święto Plonów, będące podziękowaniem złożonym bóstwom za udane zbiory. Wyjątkową rolę pełnią do tej pory chleb i miód. W źródłach pisanych zachowała się przesłanka o tym, jak to Słowianie piekli ogromny kołacz mający być symbolem dobrobytu. Kapłan, czy jak kto woli, Żerca stawał za wypiekiem i pytał lud, czy go zza niego widać. Odpowiadano mu, że tak oczywiście, jest widoczny. Życzono sobie, by w następnym roku zbiory były tak duże, by kołacz przykrył pytającego.

Kolejne święto ma zupełnie inny, poważniejszy charakter. Mowa o Zaduszkach obchodzonych w terminie rozpoczęcia dawnych Dziadów. Dziady były świętowane przez okres czasu, rozpoczynający się w okolicach naszego współczesnego Święta Zmarłych a kończący się tuż przed Jarymi Godami przekształconymi w Wielkanoc. Z tej okazji biesiadowano ze zmarłymi i, możecie mi nie wierzyć, ale widziałam na własne oczy, zdarza się że współcześnie ludzie przesiadują na grobach z grzańcem w termosie. Najbardziej widoczne są jednak rozpalane z tej okazji świece. Niegdyś stawiano je na rozstajach dróg i w oknach a także na kurhanach. Teraz w okolicach pierwszego listopada cmentarze rozświetlają się tysiącami zniczy. I nie jest to zjawisko charakterystyczne dla całego współczesnego świata. Prowadzone są nawet badania etnograficzne na ten temat.

Obecnie chyba najbardziej wyczekiwanym i najhuczniej obchodzonym świętem jest Boże Narodzenie czyli dawne słowiańskie Szczodre Gody. Było to święto nowego słońca, kiedy to dzień stawał się coraz dłuższy przekraczając granicę zimowego przesilenia. Co pozostało? Sianko pod obrusem, potrawy, w których główną rolę gra mak i miód. Ale najbardziej widoczny jest pusty talerz zostawiany dodatkowo przy stole. Dla kogoś biednego, zbłąkanego wędrowca a może dla duszy niedawno zmarłego przodka? W nieco, niestety wyzutym z dawnych zwyczajów, moim rodzinnym Giżycku, królowała pierwsza opcja. Ale na Kaszubach, gdzie teraz mieszkam, jest inaczej. Każdy ma świadomość, że to talerz dla przodka. Na Boże Narodzenie, dzieci najbardziej wyczekują prezentów. Także jest to dawny zwyczaj. Obdarowywano się podarkami życząc sobie szczęścia. Teraz, choć nie we wszystkich częściach Polski, prezenty przynosi Święty Mikołaj. Niegdyś, przynajmniej na Kaszubach, był to Gwiazdor. Ostatnio przy okazji spotkania wigilijnego w pracy, usłyszałam o jeszcze ciekawszej opcji. Otóż na Podlasiu Święty Mikołaj przychodził szóstego grudnia a na Wigilię Gwiazdka. Ciekawy zlepek kulturowy.

Ptasia figurka i grzechotki z ekspozycji w Muzeum Ślężańskim w Sobótce.

Tyle na temat świąt, teraz dwa słowa o zwierzętach i powiedzeniach. Słyszeliście o tym, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”? Dlaczego jaskółka a nie jakiś inny, migrujący ptak? W dawnych wierzeniach jaskółka pełniła szczególną rolę. Miała przynieść ogień z nieba, była takim słowiańskim Prometeuszem. Stąd rozdzielony ogonek, który przypalił się podczas tej czynności. Podobnie traktowano rudziki i gile. U nich z kolei o związku z ogniem miało świadczyć czerowono-rude zabarwienie brzuszków. W ogóle w wierzeniach słowiańskich i późniejszym ludowym folklorze, ptaki pełniły wyjątkową rolę. Traktowano je jako psychopompy, czyli łączników między światem żywych i umarłych. Masa demonów przyjmuje ornitomorficzną formę. Całkiem możliwe, że sakralizowano je także we wcześniejszych kulturach, na przykład kulturze łużyckiej. Mogłyby o tym świadczyć liczne znaleziska ptasich figurek. Dla tego okresu brak jednak źródeł pisanych, więc są to tylko gdybania. Więcej o ptakach i innych zwierzętach możecie przeczytać w dwuczęściowym tekście „Zwierzęta w dawnych społecznościach – pochówki i wierzenia”.

Do tej pory było o tym, co robimy „na szczęście”, ale przecież funkcjonuje cała masa zjawisk, które przynoszą pecha. Na przykład, taki niewinny, czarny kot. Czy wiara w niepowodzenie przynoszonego przez to zwierzę pochodzi z czasów słowiańskich? Dowodów nie ma i, całkiem możliwe, że źródło tego przesądu jest w zupełnie innym kręgu kulturowym i czasie. Ale, nie da się zaprzeczyć, że w wierzeniach ludowych funkcjonował demon zwany Gumiennikiem. Był on przedstawiany pod postacią czarnego kota wyposażonego w kolec jadowy na końcu ogona. Kiedy pozbawiono go tego kolca, stawał się nieszkodliwy.

Jeśli już o demonach domowych mowa, to ciekawe jest powiedzenie, że ktoś ma dobrze „jak u Pana Boga za piecem”. Piec czy palenisko zawsze było traktowane wyjątkowo, było to życiodajne ciepło i możliwość przygotowania posiłku. Było to też światło rozpraszające mrok. A ciemności, zwłaszcza w długie zimowe wieczory, przed wynalezieniem elektryczności było dużo. Ogień i palenisko było centrum domu, co doskonale zachowało się w wierzeniach litewskich. Dawni Bałtowie wschodni mieli swoją boginię domowego ogniska – Gabiję. Jeszcze nie tak dawno z okazji jej święta, obchodzonego piątego lutego, kultywowano zwyczaj zaślubin nowego ognia. Wygaszano wtedy paleniska i rozpalano nowy ogień, który następnie roznoszono po sąsiednich domostwach. A miejsce za piecem na polskich wsiach było przeznaczone dla szczególnie szanowanych, starszych ludzi. Ale nie tylko. Wierzono, że zamieszkują je demony domowe. Zostawiano tam im nawet drobne posiłki i wierzono, że ich zniknięcie sprawi, że istoty nadprzyrodzone będą się opiekować domownikami.

Na zakończenie tej części mała refleksja na temat pewnego powiedzonka. Niektórzy nadal mówią „ale z tej dziewczyny latawica”. Ma to oznaczać niewłaściwe, nieprzyjęte kulturowo, rozwiązłe prowadzenie się. Rzadko jednak kojarzone jest z pewnymi demonami, które dawniej funkcjonowały – Latawcem w wersji męskiej i żeńską Latawicą. Były to nasze rodzime sukkuby. Nawiedzały odpowiednio, śpiących mężczyzn lub kobiety, sprowadzając erotyczne marzenia senne. Co gorsza, nawiedzone przez Latawca kobiety, mogły zajść w nieplanowaną ciążę. Tyle na dzisiaj, w następnej części dalsza część powiedzonek, wyjątkowa rola progu i trochę magii ludowej powyciąganej ze skansenów.

Powiązane artykuły:


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *