Z pewnością niejeden z nas pamięta z dzieciństwa strach, który budziły ciemne, tajemnicze zakamarki. Czy w piwnicy mieszkały potwory? Ich aktywność była największa w długie jesienno-zimowe wieczory. Kiedy, mając kilka lat, zostawaliśmy sami w dużym, starym domu, strach było opuścić bezpieczny krąg światła. Ze strychu i piwnicy słychać było stuki i poskrzypywania. Czy w ciemnościach kryły się demony? Tego nie wiemy, wiemy natomiast, że strach przed ciemnością i tym, co nieznane jest naturalną ludzką cechą. Atawistyczne przerażenie, jakie budziło opuszczenie najbliższego, bezpiecznego otoczenia, tłumaczono przez wieki obecnością istot przebywających na granicy światów i licznie zamieszkujących nasze domy. A co to za stworzenia? Zapraszam do lektury.
Ciemności i tego, co może się w niej kryć, nie zaczęliśmy bać się ostatnio, w XIX czy XX wieku. Jest to naturalne zjawisko, które doprowadziło do powołania do życia rzeszy istot nadprzyrodzonych. Raczej nie dowiemy się już, czego mogli się obawiać ludzie mieszkający w jaskiniach lub budowniczy osady w Biskupinie. Nie dysponujemy źródłami pisanymi dla tamtych czasów, więc jedyne ślady ewentualnych wierzeń odnajdujemy w pojedynczych figurkach, rytach czy obrządku pogrzebowym. Poszukiwania takie są jednak obarczone dużym prawdopodobieństwem błędu. We wczesnym średniowieczu (VII-XIII w. n. e.), większość terenów współczesnej Polski zamieszkiwali Słowianie. Choć sami nie umieli pisać, zachowały się źródła pisane opowiadające o ich wierzeniach. Nie są to zapiski ani liczne ani stuprocentowo wiarygodne. Tworzyli ludzie z innych kultur, o innej wierze i języku. Często kronikarze naciągali rzeczywistość by nadać jej określony wyraz i wpłynąć na odbiór lub dostosowywali zapis pod wymogi swoich pracodawców. Potem nastąpił czas wzmożonej chrystianizacji Słowian. Wyplenienie wiary przodków było bardzo trudnym zadaniem. Siewcy nowej wiary znaleźli na to sposób – skupili się na najważniejszych dogmatach, dając spokój pomniejszym wierzeniom i zwyczajom. Dlatego do tej pory świętujemy dożynki i noc kupały, dlatego na Boże Narodzenie jemy dwanaście potraw. Ale o synkretyzmie religijnym innym razem.
Wspomniana metoda chrystianizacji doprowadziła do tego, że zwłaszcza na wsiach, domy i obejścia zamieszkiwały (a może nadal zamieszkują) liczne rzesze demonów domowych. Przedstawię Wam kilkoro z nich. Demony domowe, jak wszelkie wywodzące się ze słowiańskich wierzeń istoty o nadprzyrodzonym charakterze, zajmowały granice światów. Zapory takie stanowił próg domu – stąd dotąd nie witamy się przez próg a pan młody przenosi przez niego młodą żonę. Tajemnicze były też wszelkiego rodzaju ciemne kąty i zakamarki. Niezwykle ważnym miejscem domu było najpierw palenisko, potem piec. Ogień dostarczał ciepła i światła, oswajał otaczające ciemności. Stąd pozostało nam powiedzenie, że ktoś ma dobrze jak u Pana Boga za piecem.
Demony domowe w wierzeniach słowiańskich i polskim, ludowym folklorze funkcjonowały wedle ściśle ustalonej hierarchii. Przełożonym wszelkich nadprzyrodzonych istot zamieszkujących dom, był Domowich lub Domowik. Przedstawiano go jako miniaturowego, starego człowieczka o długiej brodzie i włosach. Był on typowo dobrą istotą, mającą za zadanie nadzorowanie pomniejszych demonów domowych by spełniały swoje zadania. Najbardziej chyba znanymi, dobrotliwymi istotami, były Bożątka. Wyobrażano je sobie jako małe ludziki, często dzieci, pomagające w pracach gospodarczych. Z terenów połabskich, czyli dzisiejszych wschodnich Niemiec, a także baśni Marii Konopnickiej, znamy Krasnoludki. Stanowią one prawdopodobnie interpretację bożątek a ich nazwa pochodzi od czerwonej (krasnej) czapeczki, która była ich znakiem charakterystycznym. Zarówno Krasnoludki, jak i Bożątka, to demony typowo dobrotliwe, pomagające w funkcjonowaniu gospodarstwa. Warunkiem była dbałość o to, by miały co jeść – przez długie wieki zostawiano więc im pożywienie w kątach domu lub za piecem.
Również całe obejście miało swoje duchy opiekuńcze – tu nad porządkiem czuwał Dworowy. Stanowił on odpowiednik Domowicha i przyjmował podobną postać. Podlegała mu cała rzesza duchów – między innymi Chlewnik, którego zadaniem było dbanie o zdrowie jednych z najważniejszych zwierząt – świń. Tłusta, różowa maciora, którą znamy obecnie, pojawiła się stosunkowo niedawno. Słowianie, a nawet nasi praprapradziadkowie (zależy ile lat ma czytelnik 🙂 ), hodowali świnki przypominające dziki zarówno z wyglądu jak i z trybu życia. Rola Chlewnika ograniczała się więc do omiatania chorych zwierząt miotełką ze specjalnych ziół i wypowiadania odpowiednich zaklęć. Bardzo ważnym miejscem obejścia była łaźnia, czyli bania. Woda kojarzona jest z siłą witalną i odgrywała bardzo ważną rolę w wierzeniach dawnych Słowian. Z tego powodu bania musiała mieć swojego opiekuna – Bannika. Przedstawiano go jako staruszka z miotełką z brzozowych witek (zupełnym przypadkiem gałązek jednego ze świętych drzew Słowian) i kuflem piwa. Ogromnie ważną rolę pełniły również spichlerze i stodoły. Zamieszkiwał je demon zoomorficzny – być może wyjaśniający, dlaczego czarny kot przynosi pecha. Gumiennika przedstawiano jako wychudłego, czarnego kocura z wytrzeszczonymi oczami i kolcem jadowym na końcu ogona. Był zdecydowanie bardziej złośliwy niż Bannik czy Chlewnik – jeżeli został zaniedbany powodował pożar i utratę zbiorów. Mocy pozbawiało go obcięcie kolca jadowego znajdującego się na końcu ogona. Moim ulubionym demonem domowym był Aitwar. Przedstawiano go jako pierzastego węża lub ptaka. Mieszkał w specjalnie przygotowanej przez ludzi beczce lub za piecem. Wylatywał przez komin i wlatywał do sąsiadów również przez otwór w dachu. Zabierał wszystkie możliwe dobra – pieniądze, jedzenie, a nawet meble czy zapasy. Następnie wracał obładowany towarem do swojego „właściciela”. Kiedy leciał tak obciążony, z wysiłku płonął mu ogon – i mamy wytłumaczenie zjawiska spadającej gwiazdy. Wydaje się, że to najbardziej przydatny, choć może pozbawiony moralności, demon domowy. Wyjątkowe umiejętności wymagały jednak specjalnej troski. Jeżeli Aitwar uznał, że został zaniedbany, wszelkie przyniesione przez niego dobra zamieniały się w śmierdzącą kupę kału… Zwraca też uwagę fakt, że duch przemieszczał się przez komin. Słowianie komina nie mieli, więc wiara w demona musiała powstać później, w czasach chrześcijańskich.
Wymieniłam tylko kilka spośród bogatej rzeszy mieszkańców domu i obejścia – o innych napiszę w drugiej części tekstu. Teksty publikowane na blogu pisałam z zamysłem o przyjemnej, nienachalnej lekturze, podającej wiedzę niejako podprogowo. Jeżeli tęsknicie za bardziej naukowym tekstem tłumaczącym zjawisko demonów domowych, zapraszam na moją Academię edu. Tutaj, https://independent.academia.edu/AleksandraZuzanna, zupełnie za darmo, dostępny jest artykuł „Duchy i demony domowe w folklorze wsi polskiej”. Jeżeli macie pytania to pytajcie. Ten blog powstał głównie po to, by przekazywać wiedzę w sposób przyjemny.
Powiązane artykuły:
- Duchy i demony – od wczesnego średniowiecza po współczesność
- Skąd i ile wiemy o wierzeniach Słowian?
- Demony domowe cz. 2
- Słowiańskie demony sfery wodnej
- Relacja z wykładu 13.03.2023 „Żywioły, los i czarownice – kobiece bóstwa i demony w wierzeniach Słowian i Bałtów” Powiatowa Biblioteka Publiczna w Wejherowie
- Relacja z wykładu 17.11.2022 „Duchy i demony – od wczesnego średniowiecza po współczesność”
2 odpowiedzi na “Demony domowe cz. 1”
Ten Aitwar ma bardzo mało słowiańskie imię. Także i to może swiadczyć o pochozeniu z zewnątrz nie tlko wpadanie przez komin.
Samo wpadanie przez komin może być właśnie naleciałością późniejszych czasó. Tak dzieje się z wieloma historiami. Obrastają w nowsze technologie, ubrania, zwyczaje, czasem da się odkopać pierwotne zreby, czasem nie. Np jest taka baśń o tym jak diabeł okradł chłopa z ostatniej kromki chleba za co Lucyfer kazał mu iść do chłopa na służbę i odrobić zły uczynek. Zachowałą się wersja o czarnym Lichu, który był pierwszy. Oczywiście w tej wersji mamy też Borowego jako nadrzędnego demona nad Lichem. ITD,
Dziękuję za komentarz i przemyślenia. Nazwa Aitwara jest prawdopodobnie litewskiego pochodzenia.