W poprzedniej części artykułu poruszyłam temat czynności sepulkralnych od epoki paleolitu do wczesnej epoki żelaza. Z archeologicznego punktu widzenia nadal w tej epoce jesteśmy, chociaż, moim skromnym zdaniem, powinniśmy uznać, że to era internetu. Epoka żelaza została podzielona na podokresy. Nie będę Wam jednak nudzić naukową nomenklaturą. Na dzisiejsze potrzeby wystarczy, że zdamy sobie sprawę, iż w skład epoki żelaza wchodzi okres wcześniejszy i późniejszy. Bezpośrednio potem następuje okres przedrzymski, okres wpływów rzymskich, okres wędrówek ludów i wczesne średniowiecze. Oczywiście ten podział dotyczy Barbaricum, czyli znacznej części Europy, wliczając w to Polskę. Wchodzimy też w czas źródeł pisanych, co daje nam większe możliwości interpretacji, również zwyczajów pogrzebowych.
Okres wpływów rzymskich to czas, w którym my jesteśmy barbarzyńcami i znaczny wpływ ma na nas Cesarstwo Rzymskie. Odwiedzają nas rzymscy kupcy i podróżnicy – właśnie stąd mamy źródła pisane. Są one obarczone dużym ryzykiem błędu, ponieważ piszą ludzie z zupełnie innej kultury, nie znający języka i zwyczajów. Ale dzięki nim możemy zacząć mówić o tożsamości etnicznej – ludzie z przeszłości przestają być anonimowymi przedstawicielami kultur archeologicznych i stają się, w tym wypadku, Gotami i Gepidami.
Goci i Gepidzi to, w archeologicznej nomenklaturze, przedstawiciele kultur wielbarskiej i oksywskiej. Kultura oksywska zawdzięcza nazwę dzisiejszej dzielnicy Gdyni – Oksywiu a jej ślady widoczne są do tej pory w krajobrazie Kaszub i Polski północnej. Kultura wielbarska pojawia się nieco później i trwa do okresu wędrówek ludów. Nazwano ją tak od dużego, bogatego cmentarzyska w dzisiejszej dzielnicy Malborka – Wielbarka.
O Gotach i Gepidach antyczni kronikarze wspomnieli kilkukrotnie. Zrobili to Pliniusz Starszy w Historii Naturalnej i Jordanes w Getice. Z ich zapisków znana jest opowieść, którą należy traktować raczej jako przenośnie – nasi barbarzyńcy mieli przypłynąć na trzech okrętach gdzieś ze Skandynawii a następnie osiedlić się u wybrzeży Bałtyku.
Goci i Gepidzi zostawili po sobie bardzo widoczne w krajobrazie kamienne kręgi, wokół których narosło wiele, często niestworzonych, opowieści. To takie stanowiska jak Odry, Węsiory czy Babi Dół – Borcz. Ludzie przez wieki dopatrywali się w nich śladów ingerencji obcych, kosmicznych przybyszów, próbowano je dopasować do rozmieszczenia ciał niebieskich. Niektórzy do tej pory twierdzą, że wewnątrz kręgów odczuwają oddziaływanie magicznych mocy. W Węsiorach są nawet porozwieszane prowizoryczne tabliczki, na których są informacje dotyczące tych mocy. Co gorsza, pani, która to pisała, ma takie samo nazwisko jak ja 🙂 Nie znam tej pani i absolutnie nie podpisuję się pod jej „badaniami”. Istnieją też miejscowe, kaszubskie legendy. Mówią one o tym, że kamienne kręgi powstały w wyniku walk stolemów, kaszubskich demonów – olbrzymów. Inna opowieść mówi o tym, że ślady grobowców w Babim Dole – Borczu to tak naprawdę ludzie zaklęci w kamień – kaszubskie wesele. Legenda mówi, że kucharka nie nadążała z gotowaniem strawy weselnej i w stresie przeklęła wszystkich gości, a ci zamienili się w kamień. Legendy i mity są pięknym i cennym elementem kultury i nie można winić ludzi za to, że próbowali sobie tłumaczyć dziwne dla nich zjawiska. Jeżeli ktoś wierzy, że magiczna moc kręgów go uzdrowi i, dzięki sile sugestii poczuje się lepiej, to też dobrze. Prawda jest jednak taka, że kamienne kręgi to pozostałości dawnych kurhanów – pierścienie otaczały kopce, które z biegiem czasu uległy zatarciu.
Cmentarzyska kultur wielbarskiej i oksywskiej były użytkowane przez długi czas i często na tym samym stanowisku można odkryć ślady po przedstawicielach obu ludów. Zdarza się, jak np. w Babim Dole – Borczu, że są tam także wcześniejsze ślady, w tym wypadku po kulturze pomorskiej. Widocznie miejsca, gdzie składano zmarłych przypadły do gustu ludziom z różnych czasów i stąd takie fajne, bogate i ciekawe cmentarzyska. Można tam odkryć zarówno groby płaskie jak i kurhanowe, szkieletowe i ciałopalne. W męskich grobach kultury oksywskiej często występowało uzbrojenie – umba tarcz i rytualnie pogięte miecze umieszczane następnie w popielnicach lub składane do grobu szkieletowego. Kobiety wyposażano natomiast w ozdoby i przedmioty codziennego użytku. Taki sposób składania darów grobowych był charakterystyczny dla większości kultur archeologicznych – mężczyznom dawano uzbrojenie, kobietom ozdoby. I stąd się właśnie wzięło całe zamieszanie z kulturą wielbarską. Tak się składa, że jako jedna z niewielu kultura składała do wszystkich grobów tylko ozdoby i przedmioty codziennego użytku, żadnej broni. Powstały różne dziwne teorie, dopatrujące się „amazonek”, teorie o tym, że mężczyzn chowano w sposób, który nie pozostawił po sobie śladów. Potem zrobiono badania antropologiczne i okazało się, że po prostu wyposażano tak samo i mężczyzn i kobiety.
Po okresie wpływów rzymskich następuje bardzo burzliwy czas – okres wędrówek ludów. Przez ziemie współczesnej Polski przewijają się różne kultury ale nie osiedlają się na stałe. Praktycznie nie ma ani osad ani nekropoli z tego okresu. Jedyną ostoją spokoju są Bałtowie. Siedzą sobie na Mazurach, w Obwodzie Kalinigradzkim i na Litwie praktycznie w niezmienionym kształcie i nie wzrusza ich to całe zamieszanie. W okresie wczesnego średniowiecza zachodnich Bałtów nazywamy Prusami. Ich obrządek pogrzebowy był fascynujący. Składali zmarłych i na cmentarzyskach płaskich i kurhanowych, w ciałopalnych grobach jamowych i popielnicowych, ale zdarzały się też pochówki szkieletowe. Najbardziej fascynujące było jednak to, że do grobów składano również konie. I właśnie te konie to dosłownie mój konik – napisałam o tym doktorat 🙂 Jeszcze nie raz będę o tym dużo pisać. Jeżeli macie ochotę na naukowe artykuły na ten temat to zapraszam na moją akademię edu: https://independent.academia.edu/AleksandraZuzanna . Dziś wspomnę tu tylko, że prawdopodobnie bałtyjskie konie były najbardziej podobne do tarpana – około 130 cm w kłębie, małe ale silne koniki. Dzisiaj najbliższym żyjącym krewnym jest raczej konik polski, ale wiem z pierwszej ręki, że badania nad tym pokrewieństwem trwają. Bałtowie składali swoje konie w grobach. Zarówno razem z ludźmi jak i oddzielnie, wyposażając je zazwyczaj w wędzidła i inne elementy rzędu końskiego. Zdarzało się, że konie chowano żywcem, zamęczając je wcześniej i krepując. Temat bardzo, bardzo szeroki, skomplikowany i fascynujący.
Inną niesamowitą cechę obrządku pogrzebowego Prusów znamy dzięki podróżnikowi. Wulfstan, ten sam, dzięki któremu odkryliśmy Truso, odwiedził Bałtów w IX wieku. To czyni jego zapiski niesamowicie cennymi – opisuje to, co sam widział na własne oczy. Twierdzi on, że Bałtowie (u niego Estowie) wytwarzali lód. Zapisał cały przebieg stypy, która wyglądała następująco: Gdy ktoś umierał, wszelkie jego dobra ruchome rozkładano na przestrzeni mili a następnie urządzano po nie wyścigi konne. Im rzecz była cenniejsza tym dalej leżała, więc dobry koń i umiejętności jeździeckie pomagały się wzbogacić. Gdy rozdano już wszystko, co można było rozdać, resztę należało roztwonić podczas uczty. Pito, jedzono a zmarły cały czas musiał być obecny nie tylko duchem ale i ciałem. W tym celu okładano go lodem. Jeżeli był bogaty, takie uczty mogły trwać miesiącami. Zwyczaj był na tyle interesujący, że współcześni badacze często się nad nim pochylają. Być może Prusowie zbierali lód z jeziora, trzymali w jamach w ziemi a następnie okładali nim zmarłych. To byłoby najprostsze rozwiązanie, znane szeroko z nie tak dawnej przeszłości. Ale Wulfstan napisał, że Bałtowie WYTWARZALI zimno. Robiono eksperymenty i podobno, jeżeli pomiesza się sól z drobinkami lodu w odpowiednich proporcjach, można zamrozić naczynie z wodą – dokładnie tak, jak pisał podróżnik. Oczywiście, przeprowadziłam taki eksperyment ale w moim wypadku nic nie udało się zamrozić. Druga teoria jest taka, że Prusom znane było jakieś zioło o właściwościach śluzowatych i dodatkowo halucynogenne. Wulfstan miał zobaczyć płyn ścięty za pomocą zioła, a że był pod wpływem, wydawało mu się, że to lód. Ale o Bałtach to ja mogę bez końca, dajmy już im dziś spokój 🙂
Kiedy kończy się okres wędrówek ludów, około VI-VII wieku naszej ery, na arenie dziejów pojawiają się Słowianie. W początkowym okresie palą swoich zmarłych, umieszczają w popielnicach lub pojemnikach organicznych a następnie pod kurhanami. Problem w tym, że cmentarzysk jest nieporównywalnie mniej niż osad. Jest nawet taki czas w słowiańskich dziejach, kiedy nie ma ich praktycznie w ogóle – występuje tzw. strefa bezpochówkowa. To jak, ludzie nie umierali? Umierali na pewno, tylko musiała istnieć jakaś forma obrządku, która nie zostawiła śladów archeologicznych. Może rozsypywano prochy na wietrze, może wrzucano je do wody a może robiono jeszcze coś innego? O słowiańskich zwyczajach sepulkralnych też napiszę oddzielny tekst.
Powiązane artykuły:
- Krótko o tym, jak obrządek pogrzebowy zmieniał się przez wieki – część 1: od paleolitu po epokę żelaza
- Jak dawniej traktowano zmarłych?
- Kultura pomorska – fenomen popielnic twarzowych
- Słowiański obrządek pogrzebowy i wizje zaświatów
- Archeologiczne skarby Pomorza cz. 2 – wybrane cmentarzyska z kręgami kamiennymi, Goci i Gepidzi